Kot z Cheshire Kot z Cheshire
263
BLOG

Natalia P - historia alternatywna

Kot z Cheshire Kot z Cheshire Społeczeństwo Obserwuj notkę 2

Powoli cichną echa wyznania Natalii Przybysz, a ja po długim wahaniu zdecydowałem się tu umieścić „to świadectwo” (jak mawiają w „pewnych kręgach”). Po wahaniu, bo nie lubię się grzebać w osobistych przeżyciach. Od początku jednak potraktowałem historię Natalii Przybysz jako wyzwanie, bo okoliczności były tak podobne...

Początek taki sam: dwójka dzieci (tyle że w tym przypadku jeszcze bardzo małych: 3 i 1 rok), małe mieszkanko pełne książek na 3 piętrze w samym centrum wielkiego miasta, ze świeżo (kosztem wielu wysiłków) adaptowaną pracownią na poddaszu kamienicy. I w to wszystko nagle klasyczna „kinder- niespodzianka”! Zupełnie nieoczekiwana i nieplanowana. Niedowierzanie, szok i łzy niewieście, dobrze pamiętam ten styczniowy poranek. Tyle, że nam było o wiele łatwiej niż pani Natalii, bo nie było tego co ona i jej koleżanki nazywają ”wyborem”. Decyzje były proste i oczywiste: ponieważ do trójki małych dzieci potrzebne jest większe mieszkanie bliżej ziemi i babcia (najlepiej ta od strony mamy) więc mamy niecałe 9 miesięcy na sprzedaż mieszkania, kupno nowego w innym mieście i przeprowadzkę. Do tego jeszcze kredyt, bo na tą sprzedaż trudno jednak liczyć skoro na każdej ulicy wystarczy podnieść głowę by zobaczyć kilka okien z dużym napisem i numerem telefonu. Tak czy inaczej- rok ostrej jazdy bez trzymanki. Trochę się pocieszałem, że to już będzie może ostatni, bo na 2012 zapowiadano koniec świata. Tamten rok był najważniejszy i najbardziej niezwykły w moim życiu. No bo odpowiedzcie sobie sami- czy jesteście w stanie uwierzyć w to wszystko co za chwilę przeczytacie? A to wszystko się wydarzyło. W ciągu jednego roku.

  1. Najpierw był brak zdolności kredytowej. Po rozmowie z pośrednikiem, okazało się, że aby uzyskać kredyt musiał bym zarobić w tym roku jakoś tak 120 - 130% tego co w najlepszym roku działalności mojej firmy! A czasy nie były dobre, miałem 2-letnie zaległości w ZUS-ie, które oczywiście należało spłacić by ten kredyt dostać. W lutym to się wydawało całkowicie niemożliwe. A jednak, nagle intratne zlecenia zaczęły się sypać jak z rękawa i po 10 miesiącach starań dostaliśmy ten kredyt!

  2. Przeprowadzka do innego, zupełnie obcego miasta, w którym nikogo (poza rodziną żony) nie znałem. Co ja tam będę robił? Przypadkiem spotkałem w punkcie usługowym swojego byłego szefa z uczelni, z którym rozstałem się w konflikcie. Po krótkiej pogawędce okazało się, że jednak się trochę lubimy. Zaskoczył mnie informacją, że kieruje nowo otwartym wydziałem architektury na uniwersytecie w mieście do którego się zamierzam przeprowadzić. Gdy mu o tym powiedziałem, zareagował natychmiast: „No to świetnie- ja cię zatrudniam”.

  3. Sprzedaż mieszkania w centrum dużego miasta nie wydawała się niemożliwa, ale to było jednak 3 piętro. No i jakoś nikomu wokół się nie udawało- niektóre ogłoszenia wisiały w internecie po kilka lat. Znajoma pośredniczka wzięła to na siebie, ale zastrzegła, że jeśli uda się w ciągu roku to będzie sukces. Poszło po 6 miesiącach. Za niezłą cenę.

  4. Nowe mieszkanie w obcym mieście. Po dłuższych poszukiwaniach, znalezliśmy dewelopera, który niedrogo budował parterowe domki na sprzedaż, w ładnej okolicy. Warunki dobre – człowiek rozkręcał interes i pierwszych klientów traktował preferencyjnie. Tyle, że my nie śmierdzieliśmy groszem... Dacie wiarę, że deweloper po wpłaceniu zaliczki – 14000zł (TAK- czternaście tysięcy złotych!) rozpoczął budowę naszego domku? A czy uwierzycie że skończył ją po otrzymaniu niecałej połowy należności i pozwolił nam się wprowadzić? Cały czas nie miał pewności czy otrzymamy kredyt by mu zapłacić i przyjmował to z całkowitym spokojem pocieszając nas (TAK- on nas, a nie my jego!) że: „spokoooojnie, z pewnością wszystko pójdzie dobrze”. No i poszło...

  5. Helenka urodziła się pod koniec sierpnia. Żona przeszczęśliwa, bo po dwóch chłopakach mieliśmy teraz dziewczynkę. Nie było mnie przy porodzie, bo właśnie w tym dniu musiałem wyjechać walczyć o ten kredyt. Przez miesiąc (domek się jeszcze budował) mieszkaliśmy u teściów w jednym pokoju: żona, trójka małych dzieci, ja i … moja pracownia projektowa (typu: „komputer przy łóżku”). Zrobiłem wtedy niezły kawał roboty, który solidnie podreperował naszą zdolność kredytową. W to, to nawet ja nie potrafię dziś uwierzyć, więc od Was nie wymagam...

Podsumowując: w styczniu dowiedzieliśmy się, że powiększy nam się rodzina, a na początku pazdziernika przeprowadziliśmy do parterowego domku z ogródkiem w innym mieście. W międzyczasie ja dostałem tam pracę na uczelni, a żona... urodziła Helenkę. Stało się to wszystko, co z początku wydawało się całkowicie nierealne, choć konieczne. Dziś, gdy bawimy się z Helenką,śliczną, uroczą, wesołą dziewczynką, z każdym rokiem coraz piękniejszą i budzącą zachwyt przypadkowych ludzi, pozwalam sobie czasem przypomnieć żonie: „Widzisz- a tak wtedy płakałaś!” Śmieje się lub złości ;)

Na wstępie użyłem określenia „to świadectwo”, ponieważ dla mnie ta cała historia traktuje o Opatrzności, tej przez duże O. Dobry Pan Bóg, w swej nieskończonej litości dla naszej ludzkiej głupoty, porozwiązywał za nas prawie wszystkie ważne dylematy, o których z góry wiedział, że jeśli wezmiemy je na nasze małe główki, to wszystko spieprzymy i jeszcze główki sobie popsujemy. Wystarczy Go posłuchać, a unikniemy męki trudnych i błędnych wyborów, oraz ich fatalnych skutków. Niestety, wielu nie potrafi.

Przypadkiem, na początku- wtedy gdy wszystko było jeszcze w czarnych barwach i wydawało mi się, że to wszystko zmierza ku katastrofie, oglądałem w TV program, w którym starsza kobiecina opowiadała o trudnych czasach na Syberii- o tym jak udało jej się urodzić i wychować kilkoro dzieci i przeżyć. Jakoś mnie to zainteresowało- jako wielbiciel Dostojewskiego nauczony jestem nie lekceważyć tego co mówią starowinki. Na pytania dziennikarki odpowiadała mówiąc o Bożej Opatrzności. Nie bała się rodzić dzieci, bo (jak to ujęła): „jak Pan Bóg daje, to i pomaga!” To zdanie zapadło mi w pamięć i gdy jest ciężko, to je sobie powtarzam. Złapałem Pana Boga za słowo i nie zamierzam puścić.

Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo