Kot z Cheshire Kot z Cheshire
812
BLOG

TAK dla JOW-ów, polemika z Panią Agnieszką Romaszewską

Kot z Cheshire Kot z Cheshire Polityka Obserwuj notkę 39

 

Rzadko się nie zgadzam z panią Agnieszką Romaszewską. Ponieważ właśnie taka sytuacja zaistniała, to prędko korzystam z okazji by napisać polemikę. Tym bardziej że chodzi o rzecz ważną: o ordynację wyborczą. Niestety odniosłem wrażenie, że tekst pani Romaszewskiej nie tylko nie wyjaśnia zagadnienia, ale powiększa zamęt.
 
Już na samym początku głoszone są rzeczy wątpliwe, fakt że bardziej przez pana prof. Flisa niż przez panią Romaszewską. Pan profesor twierdzi, że są możliwe wybory większościowe w okręgach wielomandatowych, a więc utożsamianie wyborów większościowych z jednomandatowymi okręgami wyborczymi jest błędne.
 
Otóż nie, utożsamienie to jest precyzyjne, a wybory większościowe nie mogą się odbyć w okręgach wielomandatowych. Oczywiście wiem, że różni ludzie (a zwłaszcza naukowcy) będą używać różnych nazw i udowadniać ich słuszność, ale spór taki będzie tylko semantyczny. Nawet nie udało mi się wyobrazić sobie jak by takie wybory miały wyglądać. Od biedy można by chyba nazwać większościowymi wybory w okręgach wielomandatowych, w których konkurują ze sobą listy a nie ludzie (co jest całkowicie sprzeczne z ideą ordynacji większościowej) a ta lista która wygra obsadza wszystkie mandaty nie zostawiając drugiej w kolejności ani jednego. Oczywiście ordynacja taka nie ma sensu, ale chyba rzeczywiście nazwał bym ją „większościową”. Jeśli mandatów jest kilka, a drugi (trzeci, czwarty) obsadza kandydat z innej listy, który otrzymał kolejną ilość głosów, to ordynacja taka jest proporcjonalną. Jej wynikiem będzie parlament, w którym ilość posłów danej partii będzie w jakimś stopniu (w zależności od metody przeliczania głosów na mandaty, progów i innych niepotrzebnych komplikacji) PROPORCJONALNA do ilości głosów jaką ta partia dostała w wyborach, a zwycięska partia wcale nie będzie miała zagwarantowanej WIĘKSZOSCI. Nie będzie też spełniona święta dla ordynacji większościowej zasada,  że „ZWYCIĘZCA BIERZE WSZYSTKO”. Przy ordynacji większościowej rozwiązaniem idealnym jest takie, w którym zwycięska partia obsadza WSZYSTKIE miejsca poselskie! Oczywiście w rzeczywistości nigdy tak nie jest, ale prawie zawsze ordynacja ta pozostawia w parlamencie tylko dwie liczące się ugrupowania i ewentualnie trzecią partyjkę dla dekoracji (lub zmiany w przyszłości), która nie ma szans odgrywać roli „języczka u wagi”.
 
Oczywiści można urządzać wybory większościowe w kilku turach, ale jest to tylko wyrzucanie pieniędzy wypaczające końcowy wynik. Jedynym sensem takiej komplikacji jest danie wyborcom komfortu głosowania dwa razy: raz na tego kogo lubią, a drugi na tego kogo mniej nienawidzą. Wynik globalny może być inny niż przy jednej turze, ale to wcale nie oznacza, że lepszy z jakiegokolwiek punktu widzenia. Natomiast, rzeczą zupełnie kluczową w ordynacji większościowej jest właśnie podział okręgów.
 
Myli się pani Romaszewska twierdząc że „dwuturowość” wymusza pewną „centrowość” kandydata. Owa centrowość, jest cechą nieodzowną w KAŻDEJ ordynacji większościowej! Zawsze w wyborach większościowych walka idzie o tych wyborców którzy są „pomiędzy”, co zmusza partie do „wyścigu do środka” i stopniowego upodabniania programów. Natomiast ma Pani Romaszewska pełną rację podkreślając odpowiedzialność indywidualną, z tym że nie przeceniał bym tej cechy ordynacji większościowej. Może się ona bez niej obyć i często się obywa. Sytuacja w której wyborcy mogą odwołać posła w trakcie kadencji nie jest częsta w świecie.  Zupełni natomiast nie wynika z tego zmniejszenie kontroli partii nad posłem! Co więcej, w ordynacjach większościowych kontrola taka jest większa, a poseł głosujący wbrew stanowisku partii to sytuacja wyjątkowa.
 
Natomiast zdaje się Pani Romaszewska nie dostrzegać niezwykle ważnej cechy ordynacji większościowej i jej znaczenia dla obsadzania „list” partyjnych kandydatów. Tej mianowicie, że w ordynacji większościowej okręgi wyborcze są małe a żadnych „list partyjnych” nie ma, gdyż każda partia wystawia tylko jednego kandydata. To rzeczywiście zmusza ją do dokonania starannej selekcji. Ilość posłów w naszym sejmie to 460 i można twierdzi że jest to zbyt wiele. Nawet bym się zgodził, ale nie przy ordynacji większościowej. To co swego czasu postulowała PO, aby wprowadzić okręgi jednomandatowe i ograniczyć ilość posłów do stu, świadczy właśnie o kompletnym niezrozumieniu idei okręgów jednomandatowych. Tu chodzi o to, by wybory stały się bardziej lokalne, a indywidualne aktywność kandydata, znanego wyborcom z regionu, przynosiła skutek w urnie.
 
Na koniec cytat:
 
Efekt zaś tego wszystkiego będzie taki, że w wielu wypadkach w okregu mandat dostanie facet, ktory mial najwiecej głosów, ale na którego wcale nie głosowała  większość wyborców. Ci pozostali wyborcy swojego reprezentanta nie wprowadzą. I tak w sąsiednim okręgu i w sąsiednim.  W tak wybieranym ciele przedstawicielskim swojej reprezentacji nie będzie miało jakieś minimum 55 do 60% aktywnych wyborców. Świetny system.
 
Otóż tak właśnie: ŚWIETNY SYSTEM.
 
Bo jakąż to satysfakcję czerpie Pani, Pani Agnieszko (jeśli mogę tak się do Pani zwrócić), z faktu posiadania ”swojej reprezentacji” w sejmie? Przecież to dziecinada! Czy to jest naprawdę takie ważne, by móc oglądać w ławach poselskich „swoich reprezentantów” którzy nic nie mogą? Albo robią rzeczy za które mam ochotę ich wysłać w kosmos? Przecież to jest właśnie manipulacja, oszukiwanie ludzi: „Popatrzcie sobie, oto wasi reprezentanci, ich widok powinien wam wystarczyć, więc siedźcie cicho, a my tu sobie będziemy kręcić lody i nic wam do tego”. Taki system Pani woli?
 
Ja wolę system wyborczy w którym wiadomo kto rządzi i kto ponosi odpowiedzialność, rządy są stabilne i sprawne, zaś w sejmie zasiadają ludzie którzy potrafią przekonać do swoich racji wyborców, a nie partyjnych bossów. Dlatego wolę jednomandatowe okręgi wyborcze.

Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka