Kot z Cheshire Kot z Cheshire
697
BLOG

Duda wcale tyle nie zyskał, Komorowski aż tyle nie stracił!

Kot z Cheshire Kot z Cheshire Polityka Obserwuj notkę 3

Toczy się ostatnio na naszych oczach coś do czego jesteśmy już dobrze przyzwyczajenie i co odbywa się regularnie przy okazji wszystkich (bez wyjątku) kolejnych wyborów, czyli ów słynny „POŚCIG” sondażowy kandydata opozycji za kandydatem „establiszmętu”. Sprawa stara jak IIIRP- sondaże zawsze mówią to samo: „jasnogród” ma świetne notowania u społeczeństwa i cieszy się jego poparciem, dla odmiany „ciemnogrodu” nikt nie lubi, a wszelkie jego poczynania są przyjmowane przez społeczeństwo z trwogą i bez zrozumienia. Oczywiście „jasnogrodowi” bardzo to ułatwia funkcjonowanie na scenie politycznej, a „ciemnogrodowi” utrudnia.  Trwa to od wyborów do wyborów, jedynie w kampanii wyborczej coś się nagle zmienia. Znienacka zaczynają rosnąć notowania „ciemnogrodu”, a „jasnogród” trwoni swoje poparcie. Zaczyna się ów słynny „pościg”, nazywany niekiedy „szaleńczym”. Przed samymi wyborami sondaże zbliżają się do późniejszych wyników, te jednak zawsze są jeszcze lepsze od sondaży dla „ciemnogrodu” i gorsze dla „jasnogrodu”. Po wyborach wszystko wraca do normy, no chyba że pojawiają się jakieś wybory uzupełniające, wtedy sondaże „ciemnogrodu” znów skaczą, nie tak jednak jak wyniki owych wyborów.

 Obecnemu „pościgowi” towarzyszą liczne komentarze świadczące o nie byle jakich emocjach, co wprawia w zdziwienie, gdyż świadczy o tym, że wciąż ogromna większość wyborców nie rozumie czym są w Polsce tzw. „sondaże”. To jest prawdziwy fenomen: ludzie są „robieni w konia” już od dwudziestu ponad lat, zawsze w ten sam sposób, jawnie i „na chama” , i…. dalej niczego nie rozumieją ;) Skoro tak, to spróbujmy kolejny raz wyjaśnić kilka podstawowych zagadnień.

Na początek wyobraźmy sobie sytuację. Rzecz dzieje się w Polsce, tu i teraz. Kilka firm stara się o bardzo intratne zamówienie rządowe, które gwarantuje miliardowe zyski. Na wybór oferenta ma istotny wpływ opinia o konkurentach wydana przez pewną firmę konsultingową, doradczą czy coś w tym rodzaju.

A teraz najlepsze. Opinia jest pisana anonimowo i całkowicie arbitralnie, nikt za nią nie odpowiada i nikt jej nie weryfikuje, jest ostateczna.

 

Dwa pytania:

 

1.  Jakie jest prawdopodobieństwo że opinia powstanie na skutek kosztownych i pracochłonnych badań, a jaka że na skutek prostego aktu przepływu pieniędzy z konta (tego na Seszelach) oferenta na konto (to na Kajmanach) zarządu firmy?

 

2. Czy coś takiego jest w ogóle możliwe do wyobrażenia w normalnym kraju?

 

Na pierwsze pytanie odpowiedzcie sobie Państwo sami, na drugie odpowiem ja. W normalnym kraju nie, ale w Polsce jest to normalne. Dokładnie na takich zasadach działają u nas ośrodki badania opinii publicznej.

 

Publikowane sondaże mają wpływ na kształtowanie się opinii publicznej, a więc na to kto wygra wybory (i zyska nieograniczony dostęp do kieszeni Polaków) i to na kilka sposobów. Służą temu nie tylko same dane ale i tytuły w rodzaju: „Komorowski miażdży Dudę!”,  „Platforma dystansuje Pis!”, „Komorowski zwycięża już w pierwszej turze!”, „Dwukrotna przewaga PO nad Pis!”, „Platforma mogła by rządzić samodzielnie!” itd., itp.  Takie sygnały powtarzane przez rok- dwa silnie oddziaływają na podświadomość i wywołują przeświadczenie że owa wspaniała platforma jest czymś zdecydowanie lepszym od żałosnego pisu, skoro go „miażdży” i „dystansuje”, a w ogóle to jest superprofesjonalna, skoro „mogła by rządzić samodzielnie”. Co do oddziaływania publikowanych danych, to wywołują one zniechęcenie u zwolenników słabszej (w sondażach) partii i decydują o tym na kogo odda swój głos liczne grupa tych, dla których wybory to „wyścigi konne dla ubogich”, w której liczy się to by właściwie wytypować zwycięzcę.

 

To drugie stwierdzenie wymaga rozwinięcia. Większość naszych obywateli biorących udział w wyborach, traktuje je jako pewnego rodzaju grę, w której się „wygrywa” jeśli zagłosuje się (obstawi) na zwycięzcę i „przegrywa”, głosując na tego kto przegra. Towarzyszy temu mit tzw. „zmarnowanego głosu”, otóż niektórzy dlaczegoś uważają, że jeśli się odda głos na tych którzy się w ten czy inny sposób „nie załapią”, to głos „jest zmarnowany” i głosujący przegrywa na amen, coś jakby złapał „czarnego Piotrusia”. Ww. poglądy są przejawem żenującego niezrozumienia sensu procesu wyborczego, ale nie można mieć o nie pretensji do rodaków, gdyż zostały zupełnie świadomie i cynicznie wytworzone przez media (zwłaszcza mit „zmarnowanego głosu”), a to dlatego, że dzięki nim, media w powiązaniu z ośrodkami badania opinii publicznej mogą znakomicie wpływać na wynik wyborów, powodując wzrost poparcia dla tych których ogłaszają jako liderów (wszyscy chcą „wygrać”!) i odpływ od tych którym wieszczą klęskę (nikt nie chce „zmarnować głosu”).

 

Czym jest więc ów „pościg”? Oczywiście korektą publikowanych sondaży w kierunku przyszłych wyników! Przecież gdyby sondażownie konsekwentnie i aż do samego głosowania podtrzymywały bajeczkę o 70% poparcia dla jednego z kandydatów, to wynik wyborów z poparciem rzędu 30% odebrał by im resztki wiarygodności! „Pościg” służy więc rozłożeniu tego efektu w czasie, na co większość obserwatorów daje się nabrać. Służy też przebudzeniu i mobilizacji nieruchawego zazwyczaj elektoratu pupila „establiszmętu”.

 

A teraz przechodząc do konkretów: wielu uwierzyło w to, że kandydat Andrzej Duda startując z poparciem rzędu 12% osiągnął obecnie ponad 30%, co jest też nazywane „pozyskaniem elektoratu Pis-u”,  z kolei urzędujący prezydent miałby stracić aż ok. 30% poparcia (!). Proszę to między bajki włożyć ;) Przede wszystkim, zauważmy że Polacy nie zmieniają poglądów politycznych. Są uparci i „wierni” (zwłaszcza „wierni”)- podejrzewam, że znaczny procent głosów nieważnych w każdych wyborach prezydenckich to głosy oddane na ś.p. Tadeusza Mazowieckiego. Poza tym:  czy ktokolwiek z państwa wyobraża sobie wyborcę popierającego PiS i głosującego na innego kandydata niż ten ogłoszony przez Jarosława Kaczyńskiego? Bez żartów, takie coś nie istnieje i nigdy nie istniało! Zwłaszcza jeśli chodzi o elektorat PiS, który niemal w całości jest „żelaznym elektoratem”. Andrzej Duda miał 30% poparcia w chwili gdy Jarosław Kaczyński ogłosił go kandydatem na prezydenta i koniec kropka, to oczywiste! Jakie poparcie ma dziś? Tego nie wiemy, ale śmiało możemy założyć że jakoś ono wzrosło, gdyż Duda prowadzi niezłą kampanię i zyskuje na rozpoznawalności wśród „niezdecydowanych”.

Z kolei, odnośnie Bronisława Komorowskiego, to nie wiemy jakie miał i ma on rzeczywiste poparcie. Skoro sondażownie zjechały do 40%, to znaczy że prawdziwe jest znacząco niższe.  Musimy też założyć że jego poparcie spada, gdyż w trakcie kampanii elektorat może go porównać z innymi kandydatami (kim by nie byli), a wiadomo co to oznacza. Ponadto elektorat Komorowskiego jest w znacznej mierze „nieokreślony” i chyba łatwo go utracić. Myślę że żelazny elektorat Komorowskiego to żelazny elektorat PO, a ten jest znacznie mniejszy niż 30%. Co to oznacza?

Będzie ciekawie. Skoro na cały miesiąc przed wyborami sondażownie podają 30% dla Dudy i 40% dla Komorowskiego, to prawdziwe poparcie może wynosic 35% do 35%. Nie wiemy kto wygra w drugiej turze, ale w pierwszej chyba nie będzie to Komorowski. Podobno po 10.04 Dudzie spadło, ale to jest raczej przejaw innej roli sondażowi, która polega na wpływaniu na zachowanie partii politycznych- zawsze gdy opozycja zrobi coś co jest niemile widziane przez establiszmęt, sondażownie mają obowiązek wykazać spadek poparcia, a usłużni „eksperci” go powiązać z owym „niewłaściwym” zachowaniem, co dziś robi na onecie niezawodny dr (jeszcze nie prof.? ;) Maliszewski. Żyjemy w większym matrixie niż większość z nas sobie wyobraża, ale warto przy tym pamiętać, że gdzieś tam istnieje też realna rzeczywistość i prędzej czy później się ujawni. Czy w wynikach wyborów? Tak by było dla wszystkich najlepiej, ale nie możemy już mieć takiej pewności. Tak czy inaczej jednak: ujawni się…

Ja jestem umysł ścisły. Mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka